piątek, 9 października 2015

Chapter 1.

- Koniec posiłku! - krzyknął przy wejściu jeden z sanitariuszy. 
To oznaczało, że teraz mamy "czas wolny", nie do końca w dosłownym znaczeniu tego słowa. Wiadomo, że nikt nie pozwoli nam swobodnie się poruszać po ośrodku. Zostaliśmy przydzieleni do oddzielnych sektorów. Część pacjentów spędzała czas na dworze, w zależności od pogody. Przeważnie grali w warcaby. Podobno, to jedna z gier, które potrafią w jakiś sposób pobudzić umysł i zrelaksować. Nigdy w to nie grałem i nie zamierzam. 
Dlaczego tu jestem? Przez miłość. To ona mnie zgubiła. Zostałem zraniony, zhańbiony, upokorzony... Przyrzekłem sobie, że więcej tego nie doświadczę. Wymierzyłem sprawiedliwość.
*Flashback*
- Nathaniel? Co Ty tu robisz? - pisnęła zaskoczona dziewczyna, kładąc ręce na klatce piersiowej.
- Przyszedłem. - przerwałem. - Pożegnać się. - dodałem po chwili unosząc kąciki ust w uśmiechu.
Dziewczyna zmarszczyła czoło próbując zrozumieć słowa, które wypowiedziałem.
- Nathan, proszę Cię. Zakończyliśmy to. - kiwała przecząco głową odchodząc.
- Nie. - powiedziałem stanowczo.
Za dużo tego było. Cały ten czas poświęcałem jej. Chciałem dać jej kawałek Nieba, nie doceniła tego. Teraz? Teraz doceni.
- Wyjdź stąd! - wrzasnęła unosząc dłoń i wskazując na drzwi.
- Tyle czasu Ci poświęciłem. Starałem się. Traktowałem najlepiej jak tylko potrafiłem. Chroniłem Cię jak nikt inny. - parsknąłem śmiechem w sarkazmie. 
- Twoim zdaniem to była ochrona? Morderstwo każdego człowieka, z którym kiedyś coś mnie łączyło? - do jej oczu napłynęły łzy, mimo to starała się być twarda.
- Chroniłem Cię. - szepnąłem robiąc krok w jej kierunku.
W międzyczasie rozejrzałem się po wnętrzu. Na łóżku leżała walizka, obok sterta ubrań. Wyjeżdża, ale gdzie? Ucieka? Przede mną?
- Zostaw mnie w spokoju. - powiedziała łamiącym głosem, cofając się.
- Zostawię tylko wtedy, gdy będę całkowicie pewien, że jesteś bezpieczna.
Bez chwili zastanowienia z kieszeni dresowych spodni, wyjąłem scyzoryk, który sprawnie otworzyłem i zadałem dziewczynie cios w szyję. 
Przerwałem jej tętnicę, cała krew zaczęła zabarwiać pokój, a szatynka upadła na podłoże dławiąc się. 
Chcąc upewnić się, że nikt już jej nie skrzywdzi, klęknąłem przy niej, bacznie obserwując jak jej twarz blednie. Czekanie było okrutne. Nie chciała tak szybko umrzeć. Trzymając w dłoni ostrze, użyłem go ponownie... i ponownie... i ponownie. Dokładnie liczyłem każdą ranę kutą. W sumie zadałem 16 ciosów. Nie było możliwości, żeby to przeżyła. Nikt by tego nie przeżył. Jej drobne ciało całe się wykrwawiło.
Wstałem, poprawiłem ubranie i spokojnym krokiem opuściłem mieszkanie. 
Nie czułem goryczy, gniewu, niepokoju czy poczucia winy. Jedyne, co mnie wypełniało w tamtej chwili, to ulga. 
Wmawiałem sobie, że tak właśnie być powinno. Uchroniłem ją przed złem na tym świecie. 
Następnego dnia, do mojego domu zawitała policja. Bez żadnych pytań zostałem od razu skuty i zabrany na komisariat.
Przed jakimikolwiek pytaniami, od razu przyznałem się do morderstwa. 
Motyw? Uchroniłem ją. Jakkolwiek okrutnie to brzmi, tak właśnie według mnie było. No właśnie, tylko według mnie...
Zostałem oskarżony o zabójstwo z premedytacją. Groziło mi dożywocie z racji jak drastycznie wyglądało miejsce zbrodni. Znaleziono moje odciski palców, a w kieszeni dresów zakrwawiony scyzoryk. 
To czy pójdę do więzienia, czy dostanę warunek, nie miało dla mnie znaczenia. 
Adwokat zapewniał mnie, że mimo wszystko, będzie się starał o jak najłagodniejszy wyrok, wmawiając sędziemu, że podczas zabójstwa byłem niepoczytalny. Nonsens. Wszystko dokładnie mogłem opisać, ze szczegółami. 
Sędzia był przychylny, uznał mnie za potencjalnego psychopatę, więc zostałem umieszczony w ośrodku Erden, na obrzeżach Kanady. 
Trafiłem tu trzy lata temu. Mój aktualny stan według specjalistów - brak poprawy, kontynuacja leczenia. 
Co sobotę mam rozmowę z terapeutą, który na każdym spotkaniu próbuje wmówić mi, że zrobiłem źle. To raczej on powinien wysłuchać mnie, a nie ja jego.
- Nathaniel. - warknął zirytowany Zack.
- Co jest? - ocknąłem się po chwili.
- Znowu nie kontaktowałeś. Dlaczego w dalszym ciągu wracasz do tego, co było? Bawi Cię roztrząsanie przeszłości? - machnął ręką odchodząc, na co bez znaczenia wzruszyłem ramionami.
Nie obchodzi mnie, co myśli.
W tym tygodniu przypadła nasza kolej na salę gimnastyczną. Ubrani w białe uniformy, weszliśmy jednym rzędem na salę. Od kilku lat, co tydzień jest to samo. Rutyna zaczyna mnie przytłaczać. Znacznie bardziej niż mało inteligentne towarzystwo dookoła.
Usiadłem na trybunach i obserwowałem poczynania reszty. 
Zack grał w kosza, przynajmniej próbował... Wszystko wyglądało komicznie.
- Chcesz? - usłyszałem cichy, cieniutki głos dobiegający spod trybun. Zerknąłem w dół i dostrzegłem Matthew, który był już nieźle wpojony.
- Wyłaź stamtąd zanim Cię zobaczą. - warknąłem, na co mężczyzna roześmiał się tak głośno, że połowa ludzi skupiła swoją uwagę na nas.
- Świetnie, idioto. - zmierzwiłem włosy.
Natychmiast w naszym kierunku zmierzyli mężczyźni w zielonych kaftanach. Wskazałem palcem, gdzie znajduje się Matthew, nie robiąc większego problemu. 
- Mogło być tak fajnie, spieprzyłeś to. - syknął w moją stronę w objęciach dwóch sanitariuszy.
Parę chwil później dostrzegłem w kącie tą samą dziewczynę, co w porze obiadowej. Jasna cera, ciemne włosy, różowawe wargi, w które chętnie bym się wtopił.
Nie ukrywam, podczas pobytu w tym miejscu, człowiek zaczyna odczuwać pewne potrzeby. To naturalna kolej rzeczy, a atrakcyjna osoba to rzadkość.
Podniosłem się z miejsca i wolnym krokiem ruszyłem w jej kierunku. 
Musiałem być ostrożny. Dzisiaj tu trafiła, to dla niej ciężki okres, potrzebuje spokoju i kogoś bliskiego. Mam zamiar się nią zająć.
- Cześć. - mruknąłem spoglądając na dziewczynę.
Jej odsłonięte dłonie były posiniaczone, a niektórych obszarach widniały rany cięte. Kaleczyła się. 
Co było aż tak straszne, żeby dopuścić się do samo okaleczania?
Nie odpowiedziała.
- Jestem Nathaniel. - przywitałem się, lub chociaż próbowałem...
Delikatnie podniosła głowę, a jej ciemne, falowane włosy zasłoniły całą twarz.
Zaryzykowałem i wyciągnąłem dłoń, aby odsłonić jej piękno, jednak szybko zostałem zatrzymany.
Poczułem ucisk na prawym nadgarstku, który z każdą chwilą był coraz mocniejszy, a bój wyczuwalny.
- Nigdy więcej tego nie rób. - syknęła puszczając mój nadgarstek, który natychmiast zabrałem próbując go rozmasować.
Od razu, do mojej głowy powrócił obraz leżącej na ziemi Anielii, którą skatowałem na śmierć. Pierwszy raz poczułem ciężar na sercu, co zaczęło mnie niepokoić. Do tej pory wmawiałem sobie, że zrobiłem to dla niej, ale poprzez ból, tylko pogorszyłem sytuację.
Dziewczyna natychmiast wstała i skierowała się do jednego z pilnujących nas sanitariuszy szepcząc coś.
Mężczyzna pokiwał głową i po chwili wyszedł razem z nią.
Czas na sali dobiegał końca, więc wszyscy wyszliśmy kierując się do swoich pokoi. 
Będąc w nim, położyłem się na łóżku, czekając jak co dzień na psychologa.
- Nathaniel, widziałeś Kornelie? - do kwatery wbiegł spanikowany Zack, niecierpliwie czekając na odpowiedź.
Marszcząc czoło kiwnąłem przecząco, na co chłopak miał ochotę się rozpłakać.
- Zniknęła. - szeptał pod nosem.
- Stary, co jest? - podniosłem się do pozycji siedzącej, zadając pytanie.
- Dzisiaj mi powiedziała, że ma dość, że się poddaje. Terapia nie skutkuje, a ona nie ma już siły dłużej walczyć. - drżał przemierzając w kółko pokój.
Kilka sekund później rozległ się alarm. Mógł on oznaczać jedynie pożar lub samobójstwo.
Dla mnie sprawa była już jasna, gorzej było z Zackiem.
- Nie, nie, nie. - mierzwił włosy. - To jest alarm pożarowy, to musi być pieprzony alarm pożarowy! - krzyknął uderzając pięścią w ścianę.
Podszedłem do chłopaka próbując go pocieszyć po stracie ukochanej. To było okrutne, a mnie do głowy powracały kolejne sceny sprzed paru lat, kolejne poczucie winy pożerało mnie od środka.
Do sali wszedł kierownik po to, aby przekazać informacje, których najbardziej się obawiał.
- Zack, mógłbyś ze mną wyjść? - zapytał cichym, łagodnym głosem. 
Chłopak posłusznie opuścił pomieszczenie. 
Ja zaś zostałem sam ze sobą. Obskurne wnętrze nie dodawało mi otuchy, wręcz przeciwnie, przygnębiało. Czułem się niczym szczur zamknięty w klatce, bo poniekąd tak to wyglądało z innej perspektywy. Szaro zielonkawe ściany wyglądały niczym szpitalne, co przyprawiało o mdłości. 
Pomieszczenie nie było duże, po obu stronach pokoju znajdowały się łóżka, które były całkiem przyzwoicie wygodne. Przy drzwiach stała duża szafa, a tuż obok niej drzwi od łazienki. 
- Witaj Nathaniel. - usłyszałem kobiecy, ciepły głos.
Właśnie rozpoczyna się moja codzienna wizyta Pani psycholog.
- O czym dziś rozmawiamy? - zapytałem siadając jak zawsze na łóżku.
- Może powrócimy do tematu Twojego samopoczucia od czasu zbrodni? - wyjęła notes zapisując coś w nim, po chwili spoglądając na mnie jak i również wyczekując odpowiedzi.
Wzruszyłem ramionami. Obojętne. 
- Kochałeś ją? - zapytała jednak nie tak pewnym tonem głosu co zwykle. Chyba długo czekała z tym pytaniem.
- Kochałem nad życie. 
- Dlatego ją zabiłeś? Dlatego zabiłeś jej przyjaciół, bliskich? - utkwiła wzrok we mnie, przez co czułem się niepewnie.
- Chroniłem ją. Chroniłem przed złem, przed tym, przed czym sama by się nie uchroniła, przed życiem. 
Powoli sam zaczynałem wątpić w swoje słowa. To mnie przytłaczało.
- Powiedziała Ci dlaczego nie chce już z Tobą być? 
- Nie musiała. - szepnąłem czując, że się rozpadam.
- Czy czujesz się winny? Choćby teraz? - spytała próbując wyczytać coś z mimiki twarzy. Bez skutku.
Nawet jakbym wewnątrz się rozpadał, nie pokażę tego. Będę niezłomny.
- Czuję, że nasza wizyta właśnie dobiegła końca. - stwierdziłem.
Kobieta wiedząc, że jestem uparty, nawet nie zaczynała ze mną dyskutować. Zabrała swoje rzeczy i żegnając się, wyszła.
Zastanawiał mnie fakt, dlaczego ta dziewczyna tak impulsywnie zareagowała na moją osobę. Może na wszystkich tak reaguje? Mimo to, nie zniechęciła mnie tym. Ona jest tu z konkretnego powodu, czuję to. Będę korzystał z każdej okazji, aby to przejrzeć.


ZAPRASZAM DO WYPEŁNIENIA ANKIETY ZNAJDUJĄCEJ SIĘ PO LEWEJ STRONIE BLOGA!

CHCIAŁABYM ZOBACZYĆ TU CHOCIAŻ KILKA KOMENTARZY O WSTĘPNEJ OCENIE OPOWIADANIA 
I PRZY OKAZJI ZOBACZYĆ ILE OSÓB ZACZĘŁO JE CZYTAĆ.
DAJ KOMENTARZ - TO NIE JEST DLA CIEBIE COŚ NIEMOŻLIWEGO DO ZROBIENIA.
POŚWIĘĆ MINUTĘ.
+ ZMIANA W ZAKŁADCE "BOHATEROWIE"


CZYTASZ? - DODAJ KOMENTARZ


12 komentarzy:

  1. Twoje ff robią się uzależnieniem 💗

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie jest inne niż wszystkie.. Takie troche dziwne.. Fajnie sie czyta, ale z lekkim przerażeniem. Właśnie to powoduje, że to ff jest jedyne w swoim rodzaju i delikatnie uzależniające.

    OdpowiedzUsuń
  3. chyba potrzebuję odwyku od twoich ff haha. czekam na kolejny rozdział *_*

    OdpowiedzUsuń
  4. cudowne ♥ nie mogę się doczekać następnego rozdziału

    OdpowiedzUsuń
  5. zapowiada się ciekawie, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów ♡

    OdpowiedzUsuń
  6. Wooow... Ja chcę już następny!!! ^^ Kobieto! :D Już kocham to ff! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Aww cudowny! Uwielbiam Twój styl pisania, fabuły. Kolejny blog, z którym zapewne się zwiąże emocjonalnie. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział! 10/10 /L

    OdpowiedzUsuń
  8. kurcze, podoba mi się rozdział...po pierwsze nie jest krótki, a wręcz przeciwnie, a po drugie fabuła jest super i to jak się rozpisujesz...no super po prostu:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetnie piszesz i ogólnie świetna fabuła ,także czekam na więcej ♥♥
    -klaudey97

    OdpowiedzUsuń
  10. czekam az sie rozwinie ich znajomosc <3 dodaj szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny rozdział ciekawa jestem jak rozwinie się ich znajomość

    OdpowiedzUsuń
  12. czekam na następny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń